Wstecz / Spis treści / Dalej

* * *

Po krótkim spoczynku, gdy pierwsze promienie Słońca ukazały się na dalekim horyzoncie, Muni powstał i rzekł: “Są ze mną d, którzy uczyli się wielu rzeczy, jakie Ojciec zachował dla ludzkości. Patrzą oni ze zrozumieniem na to, co duch przenika i w ten sposób wzrok ich ogarnia cały szeroki świat Wiedzą, co czuje ludzkość, i przez to zdolni są jej pomóc w spełnieniu pragnień. Również słyszą i rozróżniają tysiące dźwięków, zwykle niedosłyszalnych, jak śpiew ptaka, kwilenie świeżo wyklutego pisklęcia, jak cykanie niektórych świerszczy polnych, wydających odgłos przy 15 000 drgań na sekundę, i przeróżnych innych dźwięków, będących daleko poza zasięgiem ludzkiego ucha. Są też zdolni czuć, opanowywać i wysyłać niedosłyszalne dźwięki, mogące wytwarzać pewne typy wzruszeń i uczuć, takie jak miłość, spokój, harmonia, doskonałość, będące dobrodziejstwem całego świata. Mogą też wysyłać i wzmacniać wibracje uczuć i wielkiej radości, otaczające i przenikające ludzkość, a poszczególny człowiek, jeśli chce, może je odebrać. Jeśli rzeczywistość tego będzie uznana, każdy człowiek może z tym współdziałać, wzmacniając te wibracje i wysyłając je: wówczas sama rzecz, której ludzkość potrzebuje, krystalizuje się w formę dla jednostek lub dla ogółu. Pragnienia ich są spełniane. Gdy właściwe wibracje są uruchomione, jednostki ludzkie nie mogą uniknąć ich oddziaływania. W ten sposób wszystkie doskonałe pragnienia ludzkości krystalizują się w realny kształt Ogromne morze boskiej twórczej wszechobecności, niczym nie ograniczonej, jest kryształowo przejrzyste, jednak jest ono pełne wibrującej energii emanującej; ta emanująca energia znana jest jako substancja płynna, w której wszystkie inne substancje lub jej składniki znajdują się w formie rozpuszczonej, czyli zawieszone są w stosunku harmonijnym, gotowe odpowiedzieć na zew częstotliwości wibracyjnej, która pozwoli owej energii zgęścić się w kształt. Gdy myśl jednostki ludzkiej wprowadzi w działanie właściwy wpływ wibracyjny, współdziałający z całością, elementy nie mające innego biegu wpadną i wypełnią formę stworzoną przez pragnienie. Jest to prawo absolutne i nikt nie może wstrzymać jego biegu.

Słuchajcie, organy grają w tonach bardzo niskich, basowych. Teraz obniżamy je tak, iż staną się niedosłyszalne. Uczucie czy wzruszenie trwa jeszcze, tak samo trwa wyższa wibracja. Wiemy, że żaden z wpływów nigdy nie ustaje, chociaż jest poza zakresem dosłyszalnosci naszego ucha fizycznego. Oto co określamy jako ducha. Gdy fizyczność traci panowanie, władzę obejmuje duch. A panowanie to istnieje, jest dużo wyraźniejsze, gdyż mą o wiele szerszy zakres wibracji, niż sama tylko fizyczność, i podatne jest na wpływy myśli lub wibracje (uczuć), gdyż myśl jest bliższa duchowi i z nią skoordynowana.

Fizyczność ograniczona jest do ciała i nie rozciąga się poza nie. Jest ograniczona też całkowicie do działań ciała, lecz nie jego reakcji. Jeśli chodzi o reakcje ciała, to jesteśmy duchem, gdy określamy to jako ducha. Z tego widzicie, jak ograniczone jest ciało fizyczne.

Duch nie tylko przenika każdy atom tzw. fizyczności, lecz na wskroś przepaja najmniejszą cząsteczkę wszelkiej substancji – czy to stałej, czy gazowej. Istotnie, jest on siłą, w której się kształtuje forma i z której substancja czerpie swe różne wzory. Człowiek jest jedynym projektantem i koordynatorem tych różnych wzorów, przyjętych przez substancję. Pozwólcie mi na chwilową dygresję dla objaśnienia. Spoglądacie na wielkie centralne słońce naszego wszechświata, płonące w całej swej-wspaniałej świetności, i widzicie, jak horyzont stopniowo się cofa i ukazuje naszym oczom nowy dzień, nową epokę oraz rodzi się nowa Wielkanoc (zmartwychwstanie). Ten tzw. nasz wszechświat, wirujący dookoła centralnego słońca, jest tylko jednym z 91 wszechświatów, obracających się wokół centralnego słońca. Jest ono 91 000 razy większe niż cała zebrana masa wszystkich 91 wszechświatów, obiegających go w doskonałym ładzie i kolejności, i masa ta jest w stosunku do niego tak mała, jak drobniutkie pyłki, które się snują dokoła centralnego słońca lub tak mała, jak jądro atomu, jak to wy nazywacie. Ten wszechświat potrzebuje 26 800 lat dla dokonania jednego obrotu swej orbity dookoła tego wielkiego centralnego słońca. Porusza się on w doskonałym porządku zjedna zupełną procesją Gwiazdy Polarnej, czyli Gwiazdy Pomocy. Czy wątpicie w to, że w rządzeniu tym wszystkim działa wielka, pozytywna potęga Boga?

Powróćmy do naszych obserwacji. Patrzcie z bliska. Formuje się obraz i na filmie widać biały, kulisty krąg słońca. Na białej tarczy formuje się czerwony punkt Teraz patrzcie jeszcze uważniej, a zobaczycie, że drobny punkt czystego, białego światła zabłysną} spoza czerwonego krążka. To nie jest promień światła, to jest biegnący punkt czystego światła, iskra życia – wysyłana i włączana w to, co ma się zrodzić. Dla nas jest to tylko drobny punkt światła, lecz jest to coś wielkiego dla tych, którzy patrzą na to ze zrozumieniem. Jak dziwne wam się to wydaje! W bardzo krótkim czasie patrzeć będziecie przez aparat, który pomoże waszym oczom widzieć wszystkie te rzeczy. To odsłoni też ludzkości wiele innych cudów.

Od milionów lat wielkie centralne słońce przyciągało do siebie, wibrując, pulsujące, lecz harmonijne emanacje energii, która musi się udzielać lub wybuchnąć i rozpaść. Obserwujcie, że wielka mgławicowo-gazowa masa wybuchła ze słońca. Oglądajcie w obrazach narodziny planety Neptun, która jest teraz wielką masą mikrokosmicznych cząsteczek czy atomów, wyrzuconych uprzednio z wielką silą z ojczystego Słońca. Podczas gdy jest ^n mglisty i niewyraźny, punkt świetlny, który się ukazał, zanim nastąpiło ostateczne wyrzucenie, jest w nim centralnym słońcem, które ma moc przyciągania do siebie i skupiania nawet najdrobniejszych cząsteczek, tak jak i większych, wydanych przez ojczyste Słońce. Waszą pierwszą myślą jest to, że się zdarzył wybuch i że cząsteczki Słońca zostały wyrzucone w przestrzeń. Zatrzymajcie się na chwilę i obserwujcie, co się naprawdę stało. Dlaczego cząsteczki i gazy lgną do siebie i formują wyraźny kulisty wzór? Dzieje się to z powodu rozumnego prawa stojącego za tym i działającego w doskonałym porządku i harmonii. Dowodzi to, że nie rządzi tu przypadek, lecz proces trwa w doskonałej zgodności i kolejności, kierowany przez prawo, które nigdy nie zawodzi.

Ten punkt świetlny, czyli jądro centralne, jest środkową iskrą lub Synem – Chrystusem rodu ludzkiego, dookoła którego cała ludzkość się obraca. Określa się to jako siłę ducha. To prawo góruje nad wszystkimi jednostkami ludzkimi.

Centralna iskra jest punktem czystego, białego światła, Chrystusem, który przenika pierwszą komórkę. Następnie się ona rozszerza, dzieli i daje z tego światło innej komórce, która się urodziła z jej podziału, lecz trzyma się razem przez współistniejącą i spajającą siłę nazywaną miłością. Cząsteczki te są karmione i utrzymywane razem tak, właśnie jak matka trzyma dziecko i je karmi. Jest to w rzeczywistości dziecko Słońca, które zawiera w sobie jądro słońca centralnego. Jądro to jest obrazem i podobieństwem rodzica, który je począł. Natychmiast po wyjściu z ojca, to słońce centralne ma siłę przyciągania do siebie, i skupiania wibrującej energii emanacyjnej, która je otacza i jest potrzebna do jego życia i wzrostu. Wreszcie zagęszcza się ono w Neptuna, najstarszą planetę, zajmującą najbardziej rozszerzoną orbitę naszego świata. Gdy tylko wystąpił Neptun, a słońce centralne zaczęło przyciągać do siebie energię, przeważnie ze swego ojczystego słońca, atom zaczaj się ustalać w swej formie, tzn. począł się kształtować w formę, jaka była zaprojektowana dla niego przed jego narodzinami. Zajął on to, co jest znane jako orbita-kolebka, tor wewnątrz orbity, którą zajmuje dziś Merkury (W tym kręgu dziecko może ciągnąć substancję ze swego rodzica korzystniej, gdyż jest o wiele bliżej niego). Gdy zasilił się on substancją ojca, zaczął się konsolidować w formę, nie pozostając jedynie w postaci oparów gazowych w stanie mgławicy; pierwiastki chemiczne zaczęły się segregować i zagęszczać. Wynikłe z działań chemicznych ciała stałe zaczęły się skupiać i formować – w ukształtowanie skalne – pod wpływem silnego gorąca i ciśnienia. Kiedy ta półpłynna substancja bardziej się zestaliła, poczęła się ochładzać na powierzchni i utworzyła skorupę, która stawała się cięższa i gęstsza zarówno skutkiem procesu ochładzania, jak i asymilacji cząsteczek, i przebywania ich na powierzchni. Gdy skorupa ta stała się dość silna dla utrzymania w skupieniu wirującej mas& ciało to utworzyło początkowe ukształtowanie skalne planety z na półpłynną roztopioną lawą w jej wnętrzu. Następnie formowały się wynikłe z tego gazy i opary, a woda zaczęła się ukazywać Jako produkt połączenia się gazów. Mgławica stała się wtedy godna miana planety, teraz szybko się rozwijała do takiego stanu, w jakim mogłaby utrzymać na sobie życie (tj. istoty żywe). Jednak jej ewolucja musiała trwać wiele wieków, przy czym do tej struktury dochodziły nowe – cząsteczka po cząsteczce – z zewnątrz. Trwające nadal ochładzanie się centralnej masy zbliżało ją coraz bardziej do doskonałości, zanim jej warunki atmosferyczne l chemiczne oraz powierzchnia gotowe były wydać żywe organizmy i utrzymać je przy życiu. W tej sytuacji rodzime Słońce zaczęło wydawać na świat drugi atom. Gdy dokonało się wydzielanie, narodził się Uran. Specjalna siła wysłana z tym wydaleniem wyrzuciła Neptuna z jego orbity-kolebki (tj. z orbity z czasów dziecięctwa planety) i wypędziła go na tor bardziej rozszerzony. Był on zmuszony zająć teraźniejszą drogę Merkurego, aby zwolnić miejsce na orbicie-kolebce dla nowo narodzonego dziecięcia – Urana, by ten mógł czerpać pożywienie od rodzica, aż jego mgławicowa budowa dojrzeje do stanu planety. Znów warunki się ustalają i wszystko idzie dobrze przez dłuższy czas. Neptun, pierwsze dziecko, podrasta i zbliża się do stanu, w którym może utrzymać życie. I rzeczywiście, kształty ameb ukazują się w jego mulistej słonawej wodzie w morzach wewnętrznych. Wówczas inny atom gotowy jest do wyjścia i rodzi się Saturn. Siła dodatkowa rzucona w czasie tego wydzielania wysuwa Urana z orbity-kolebki, a zarazem wyrzuca Neptuna z toru, zajmowanego obecnie przez planetę Wenus. Neptun był teraz dostatecznie ochłodzony, a jego powierzchnia rozwinęła się do takiego stanu, że mogła utrzymać życie. To na tej planecie, gdy zajmowała tę orbitę, powstały warunki – do żywienia i utrzymania ludzkiego życia – jakimi cieszy się dzisiaj Ziemia. Neptun doszedł do stanu, w jakim element życia ludzkiego mógł przywiązać się do wybranej ameby, potrzebnej dla utrzymania i przejawienia ludzkiej formy. Tak przyszło do zaistnienia pierwszego rodzaju ludzkiego, nie do ameby zwierzęcej, lecz do ameby ludzkiej, ameby typu i charakteru doborowego, obdarzonej inteligencją, która mogła skrócić proces ewolucji i to uczyniła. Na tej planecie warunki były doskonałe dla selektywnego rozwoju rodzaju ludzkiego, który poszedł w szybkim tempie.

Nie było tam niższych organizmów zwierzęcych, a więc nie było tam życia zwierzęcego. Planetę zamieszkiwały wyższe ludzkie istoty, które szybko rozwijały się do poziomu doskonałego rodzaju ludzkiego, zdolnego do zaopatrywania się i utrzymywania dzięki substancji czerpanej wprost z kosmosu. Dlatego mogliby oni być nazwani na Ziemi bogami. Wiele z dzisiejszych legend i mitów zaczerpniętych jest z życia tych wielkich ludzi. Byli oni zupełnie tacy sami jak Zasada, która dała im istnienie. Ten rodzaj ludzki przez swe zdolności wyrażania piękna i doskonałości, stworzył dokoła siebie piękne i doskonałe warunki: istotnie, ludzie ci uczynili ze swej planety raj piękna i doskonałości.

Zamierzone było, aby ludzkość ta na wieki zachowała ten stan doskonały, jaki osiągnęła przez całkowite opanowanie wszystkich żywiołów. Gdy więc powstawało w nich jakieś pragnienie, było ono natychmiast spełniane.

W miarę trwania, niektórzy zaczęli popadać w bezczynność i egoizm, starając się prześcignąć swych bliźnich. To sprowadziło rozłam i chciwość. Z tego przyszła niezgoda. Czas, jaki mogli wyzyskać dla twórczości, służenia i postępu, trwonili na walki i spory.

Zamiast się trzymać swego źródła, oddzielali się, coraz bardziej się odróżniali od niego, aż prawie wszyscy – prócz nielicznych – zatracili to, co podniosłe i szlachetne. Wszyscy, z wyjątkiem niewielu, porzucili to, co im zapewniało opiekę i bezpieczeństwo. To spowodowało, że wokół tej planety narastał wir. Zamiast trwać przy doskonałym wzorze boskości, przez co mogliby urzeczywistnić cały wszechświat atrybutów boskich na planetach boskich, upadli moralnie. A gdy nastąpił kolejny wybuch, był on tak olbrzymi, że gdy potem mgławica się skonsolidowała, powstała planeta była pod względem swej masy większa od poprzednich. W ten sposób się zrodziła wielka planeta Jowisz. Nadmiar wydatkowanej energii był tak olbrzymi, że wyrzucił Saturna z jego orbity-kolebki na tor dziś zajmowany przez Merkurego. Wybuch był tak straszliwy, a Układ Słoneczny tak przepełniony, że powstały duże ilości asteroidów, które ustawiły się wokół Saturna. Będąc odmiennie spolaryzowane, nie mogły się złączyć z Saturnem, przez co stały się niezależne i ich jedyną alternatywą było otoczyć planetę Saturn jako grupa asteroidów. Są one powszechnie nazywane pierścieniem Saturna. Niektóre z tych asteroidów są tak duże jak planety.

Siła owa rzuciła Neptuna, wielką i piękną planetę, na orbitę zajmowaną dziś przez Ziemię. Cała jego wspaniałość razem z wielkimi mieszkańcami została zmieciona – z wyjątkiem nielicznych. Ci, którzy się uchowali, nigdy nie utracili swego boskiego pochodzenia i dziedzictwa, a ciała swe tak zbudowali, że mogły one szukać schronienia w emanacjach sfery duchowej, która jest wszędzie wokoło i przenika 91 wszechświatów dziś istniejących. W tych warunkach zdolni byli zachować swą tożsamość oraz wiedzę i udzielać jej, tak iż nigdy nie zaginie. Tymi to ideałami my żyjemy dzisiaj. Rościmy sobie pretensje do pokrewieństwa z tymi wielkimi ludźmi. Stanowią oni trzon ludzkości. Potem przeszło wiele milionów eonów potrzebnych, aby mgławica Jowisza mogła się przyoblec w kształt planety. Tak ogromne są jej rozmiary, że nie oziębła nawet do dzisiaj. Czas płynął chyżo i Słońce znów było gotowe dać życie piątej mgławicy – w krąg istnienia zostaje wprowadzony Mars, krwawoczerwona planeta. Gdy się to wydzielanie dopełniło, zauważamy pewne zjawisko występujące na potężnym Jowiszu. Nagle u jego boku rozwija się duży czerwony punkt i Jowisz wyrzuca ogromną część ze siebie: daje on życie satelicie, który się zwie Księżycem. Następuje wyładowanie takiego nadmiaru siły, podczas tych dwu wydaleń, że olbrzym Jowisz zostaje wyrzucony z orbity-kolebki i ustępuje swoje miejsce Marsowi. Gdy olbrzym Jowisz zajmuje nową orbitę, wirująca forma mgławicowa nie jest w pełni zdolna przyciągnąć do siebie wielkie masy cząstek, wyrzuconych przy jej narodzinach. Były one wypchnięte tak daleko, że dostały się pod wpływ Neptuna, Urana, Saturna i Marsa, lecz mając inną polaryzację, nie mogły się zasymilować z tymi planetami. Zostały oddzielnymi asteroidami bez polaryzacji planetarnej, przez co nie mogą zająć miejsca jako planety ani wirować w porządku i zgodności dokoła centralnego Słońca. Dlatego lecą w przestrzeń niby duży rój meteorów, bezładny w swych ruchach. Spieszą z przerażającą szybkością, by się zderzyć, i wbijać w powierzchnię innych planet lub by się rozpaść na kawałki przez uderzenie.

W swym szalonym biegu poprzez przestrzeń, również drobne cząsteczki unoszą się w dal, aż stopniowo powracają do masy wodnistej i mogą z powrotem być zabrane i zasymilowane przez wielkie centralne słońce dla wydzielenia ich znów jako mgławice przy narodzinach innych planet albo atomów. Teraz następuje wybuch rodzący mgławicę, która wreszcie kształtuje się w naszą Ziemię. Mars zostaje wyrzucony z orbity-kołyski, a Ziemia zajmuje jego miejsce. W ten sposób wszystkie planety wstępują na inne tory, by dać miejsce nowo narodzonemu dziecięciu. Następnie rodzi się Wenus. W taki sam sposób Ziemia i inne planety lub atomy usuwają się na coraz bardziej rozszerzające się drogi, dla ustąpienia miejsca w kołysce nowo narodzonej planecie bądź atomowi. Potem się rodzi Merkury, wypierając inne planety lub atomy na inne rozszerzone orbity, tworząc pełen komplet planet – w całkowitej liczbie ośmiu – widzialnych dzisiaj i uznanych przez astronomię.

W rzeczywistości jest ich dziewięć, gdyż orbita-kolebka nie jest zajęta przez Merkurego. Zajmuje ją ostatnia mgławica, czyli dziecko, które się jeszcze nie ustaliło w kształcie, tak że nie może być widziane. Niemniej znajduje się ona tam i jej wpływ jest wyczuwalny. W ten sposób wszechświat, którego nasza Ziemia jest cząstką, zawiera dziewięć planet, czyli atomów, z ich dziewięcioma orbitami, po których krążą z matematyczną dokładnością wokoło centralnego Słońca, czyli jądra. Pokazano wam obrazy tego procesu tworzenia, dochodzenie do bytu w kolejności porządku.

Cóż się dzieje z Neptunem, planetą najbardziej oddaloną od Słońca i mającą największą orbitę? Osiągnęła ona dojrzałość, a również maksimum swej szybkości. Otrzymała należny ładunek światła i gotowa jest wystąpić jako słońce. Chyli się ona ku upadkowi, gdyż nowa mgławica zaczyna przybierać formę i Słońce gotowe jest dać życie dziesiątej mgławicy. Zanim to wydzielanie nastąpi, Neptun osiągnie szczytową szybkość w wirowaniu wokół centralnego Słońca; podąży on w przestrzeń i wybuchnie, i ponownie wróci do stanu płynnego. Wtedy może być na powrót wchłonięty przez centralne Słońce, by dodać mu więcej energii, żeby mógł zrodzić więcej planet czy atomów.

We wszechświecie, którego nasza Ziemia jest cząstką, może być tylko dziewięć planet czy cząstek wirujących wokół centralnego rodzimego Słońca w jednym czasie. Tak powstaje stale koło narodzin, konsolidacji, potem ekspansji, osiągnięcia szczytowej szybkości, lotu w przestrzeń, dezintegracji (rozpadu), a następnie reasymilacji przez Słońce – dla nadania życia nowemu tworowi.

W ten sposób Słońce zbiera substancję znowu ze stanu płynnego, którą następnie wysyła, by stała się z powrotem płynną. Jest to nieustanna odnowa przez odradzanie w nowych bytach. Gdyby nie ten proces, to wielkie centralne słońce 91 wszechświatów byłoby dawno zużyte, a przecież wszystkie substancje istnieją.

Mądra inteligencja, która przenika wszelką przestrzeń i wszystkie emanacje, przywołuje wszechświaty do kształtu i puszcza je w ich pochód naprzód. Słońce, czyli jądro centralne, nigdy się nie starzeje ani nie umiera. Ono przyjmuje, absorbuje, zatrzymuje i konsoliduje, potem rodzi atom, ale nigdy się nie zmniejsza, gdyż wiecznie otrzymuje i wchłania w siebie to, co wydaje na zewnątrz. Przez cały czas kształtują się wszechświaty, rozwijają się i zwracają to, co otrzymały. Jest jedno koło rozwoju – od niższego stadium, poprzez fazy pośrednie, do doskonałości.

Galaktyka 91 wszechświatów, której jedną cząsteczką jest nasza Ziemia i jej Galaktyka planet czy atomów, jest tylko kroplą zawartą w jeszcze dalej rzucony wszechświat 91 galaktyk, wirujących wokół jeszcze większego centralnego słońca, czyli jądra, które posiada masę 91 000 razy większą, niż pierwej wymieniona Galaktyka. Ta rzecz idzie dalej i powtarza się po dziewięćdziesięciojedenkrotnie, prawie bez końca, przy czym całość stanowi wielki i nieskończony kosmos, galaktyki, które obejmują Drogę Mleczną, jak ją nazywacie. Kosmos ten często jest nazywany Atomowym Promieniem Cieplnym, źródłem ciepła słonecznego.

To nie jest chmura gwiazd, do której należy wasze Słońce. Jest to mgławica zrodzona czy wydzielona z wielkiego kosmicznego słońca centralnego, czyli jądra, o którym była mowa. Słońce, które widzicie, umiejscowione w tej mgławicy, jest tylko częścią własnych promieni świetlnych; te specjalne promienie są załamane pod kątem, gdy wchodzą w masę, potem są odbite, aż te załamane i zniekształcone promienie stworzą obraz Słońca i umieszczą je w fałszywym położeniu. Refleksy te są tak złudne, że patrząc na nie myślicie, iż patrzycie w Słońce. W podobny sposób wiele innych planet czy atomów jest zniekształconych przez to zjawisko. Tam gdzie wydaje się ich dużo, jest ich relatywnie mało; jednak obecnie szacuje się ich liczbę na wiele milionów.

Patrząc uważnie na obraz, zobaczycie, że te mgławice lub ich słońca nie są krążkami, lecz mają kształt kulisty i elipsoidalny, spłaszczone na biegunach, tak jak nasza Ziemia. Przypatrując się im, zauważycie tylko wielki spłaszczony obszar polarny (biegunowy).

Zdumiewająco wielka masa ogromnego słońca kosmicznego wywiera tak głęboki wpływ na promienie świetlne, że są one całkowicie odbite wokół kosmosu. Są one również poddane wpływowi i odbijane przy kontakcie z promieniami atomowymi, czyli kosmicznymi, i cząstki ich wyrzucane są ze swego miejsca z taką mocą i tak daleko, że tysiące obrazów, wizerunków planet i gwiazd, jest odbitych z jednego zbioru. W ten sposób tysiące planet i gwiazd zjawia się na nie swoich miejscach, a jeszcze więcej obrazów jest wtórnie odbitych. Gdy patrzymy przez wszechświat, obrazy ukazują się po obu stronach, a my widzimy światło (które dokonało pełnego obiegu przez kosmos)wysłane setki milionów lat temu. W ten sposób odbieramy dwa obrazy zamiast jednego. Jeden jest wizerunkiem planety, jaką była ona setki milionów lat temu. Tak się dzieje dzięki całemu wielkiemu porządkowi kosmicznemu. We wielu wypadkach, obecnie wglądamy w zamierzchłą przeszłość i również możemy patrzeć w przyszłość tą samą metodą.

Jest związek niewidzialny jak myśl lub impuls serca, wzmocniony bilionami cyklów, przez które wychodzą rozkazy duchowe, rządzące wszystkimi wszechświatami. To wielkie pulsujące bicie serca – czyli impulsy – wychodzi do inteligencji, przenikającej substancję płynną (aqueous) otaczającą kosmos, która jest jego duchowym odpowiednikiem. To to olbrzymie bicie serca śle prądy życia do każdego atomu całego kosmosu i utrzymuje go w ruchu, w doskonałym układzie i rytmie, W tym nieskończonym ogromie nie może być komórek chorych lub niezgodnych, gdyż poszczególna komórka jest współzależna z innymi i wytrąciłaby wszystkie pozostałe z harmonii. Wtedy przez jakiś czas musiałby trwać chaos. To samo się odnosi do ludzkiego organizmu, gdy podlega zakłóceniu przez myśl dysharmonijną. Z tego centralnego zarządu wyprowadzony został termin Bóg Najwyższy. Bicie serca jednostki ludzkiej odpowiada temu biciu serca, chociaż w miniaturze.

Człowiek pochodzi od tej inteligencji i jest jej odpowiednikiem, i odbiciem; jest ona całym źródłem substancji płynnej. Człowiek współistnieje z tym źródłem i czerpie wszystko wprost z tego wielkiego oceanu substancji, tak samo jak wielkie centralne słońce czerpie z tego źródła, choć w większym stopniu, z powodu połączenia z wielką inteligencji która kieruje tym źródłem.

Człowiek, jednostka ludzka, jest dobrze zorganizowanym wszechświatem boskim, lecz nieskończenie małym w porównaniu z wielką całością wszechświatów. Jednak ta jednostka ludzka, gdy obecnie roztacza opiekę nad swą boskością, jest nadzwyczaj potrzebna, gdyż pochodzi z wielkiej inteligencji, która włada całym boskim planem, planem wszystkich wszechświatów. Tak więc, choćby wszystkie wszechświaty zostały zniszczone, człowiek przy pewnym współdziałaniu z pierwotną inteligencją, która przenika wszelkie najniższe formy fizyczne, zaczynając od emanacji świetlnej, mógłby odbudować wszystkie wszechświaty. Gdyby się taka katastrofa wydarzyła, człowiek ma moc zdecydowania się na powrót do tej pierwotnej inteligencji, w której nie ma zatracenia.

Gdy następuje spokój i harmonia jest człowiekowi przywrócona, obojętne jest, kiedy wróci do pierwotnej inteligenci i ile bilionów lat przeminie, nim powróci pierwotna doskonałość, aby cały proces mógł być rozpoczęty od nowa. Tu człowiek otrzymuje jedność z nieskończonością i może sobie pozwolić na oczekiwanie, aż czasy dojrzeją do tworzenia wszechświatów. Wówczas z zachowaną z poprzednich doświadczeń świadomością jest on bardziej przygotowany do tego, by skuteczniej pomagać w stwarzaniu doskonałych i trwalszych warunków. W tym nigdy nie może on zawieść, gdyż jest lepiej wyposażony niż jakakolwiek forma, a niepowodzenie nie jest wypisane na jego widnokręgu lub w jego świadomości. Nieskończenie małe staje się nieskończone we wszystkich kształtach. Gdy mędrzec mówi: ťJa jestem nieśmiertelny, bez wieku, wieczny: nie ma takiej rzeczy w obrębie życia lub też takiego światła, którymi bym nie byłŤ, to jest prawdziwa boskość, a wniebowstąpienie zaprawdę jest jego udziałem".