Wstecz / Spis treści / Dalej

* * *

Po powrocie do głównej kwatery zastaliśmy wszystko całkowicie przygotowane do przejścia przez góry. Po jednodniowym wypoczynku oraz zamianie tragarzy i koni rozpoczęliśmy drugi etap naszej podróży, by tym razem już nieodwołalnie przekroczyć Himalaje. Zdarzenia, zaistniałe w ciągu następnych dwudziestu dni, były niezmiernie interesujące. Emil wyjaśnił nam, w jaki sposób następuje urzeczywistnienie w sobie świadomości chrystusowej. Powiedział on:

“Za pomocą władz naszego umysłu, czyli w sposób mentalny, jesteśmy w stanie urzeczywistnić w sobie świadomość chrystusową. Dzięki zdolności myślenia i właściwemu procesowi myślowemu, możemy tak przekształcić nasze ciało oraz otaczające nas warunki zewnętrzne, że nigdy nie doświadczymy śmierci, czyli inaczej – zmiany w ciele fizycznym, nazywanej śmiercią. Fakt ten następuje wówczas, kiedy urzeczywistnimy w swym wnętrzu świadomość chrystusową. Odbywa się to za pomocą tej władzy, jaką jest obdarzony człowiek, czyli zdolności uświadamiania sobie i myślowego obrazowania, a z kolei poczynania lub uzewnętrzniania siły postrzegania. Dokonuje się to aktem poznania albo raczej wiary w przebywającego w głębi nas Chrystusa i pojmowania prawdziwego sensu nauk Jezusa. Następnie przez utrzymywanie naszego ciała – stworzonego na obraz i podobieństwo boże – w jedności z Bogiem; wreszcie zagłębianie się w tym wzorowym ciele bożym, tak jak Sam Bóg widzi i odczuwa nas w Sobie. Jeśli w ten sposób, wyobrażając sobie, poczęliśmy i przejawiliśmy w sobie doskonałe ciało boże, wtedy zaprawdę, narodziliśmy się na nowo w boskim królestwie ducha.

W taki oto sposób możemy zwracać wszystkie rzeczy do substancji wszechświata, skąd pochodzą, i wywoływać je na nowo, w idealnych kształtach, do stanu przejawienia Utrzymując je w umyśle, w czystym duchowym stanie, obniżamy ich wibracje, i po zastosowaniu doskonałego prawa występują one już w swych absolutnych kształtach.

Tą metodą możemy podchodzić do każdego błędnego wierzenia, do zadawnionego stanu lub grzechu i wszystkiego bez różnicy, co zaistniało w naszym życiu, niezależnie od czasu i od tego, czy wydawało nam się dobre czy złe. Tak przeto; czy będzie to góra błędnych wierzeń czy zwątpień, niewiary lub strachu, albo staniecie się sami przeszkodą dla siebie, bądź kto inny stanie wam na drodze – możecie być pewni, że zawsze wolno wam powiedzieć: powróć do wielkiego boskiego oceanu – substancji wszechświata, skąd pochodzą wszystkie rzeczy i skąd wzięłaś (tzn. rzecz) początek istnienia, abyś znowu została rozłożona na atomy, z których powstały twoje kształty. A teraz znów wywołuję cię i przywracam z czystej substancji tak czystą i doskonałą, jaką widzi cię Bóg, utrzymujący wszystkie rzeczy w Swym umyśle, w stanie idealnym.

Możecie tu powiedzieć: Wyłaniając cię z substancji wszechświata według dawnego sposobu, wyjawiłem dzieło niedoskonałe – urzeczywistniając zaś prawdę, wyłaniam was teraz w stanie doskonałym, jakim widzi was Bóg. Odrodzono was w doskonałości i niechaj tak pozostanie. Uświadamiajcie sobie, że boski alchemik w głębi was utrzymywał wszystko to w swym umyśle. To on przemienił i oczyścił, czyniąc doskonałym to, co było przedtem niedoskonałe, to coście wyłonili z siebie i co teraz mu zwróciliście. Uświadamiajcie sobie, że zupełnie tak samo, oczyszczone i udoskonalone wasze ciało powróciło do was jako radosne, idealne i cudownie swobodne ciało boże. Uświadamiajcie sobie tedy, że jest to stan absolutnej świadomości chrystusowej we wszystkim – stan utajonego Chrystusa w Bogu.

Ranek 4 lipca zastał nas na wierzchołku góry, którą wtedy przekraczaliśmy. Emil uznał, że zasłużyliśmy na świąteczny wypoczynek i wyróżnił jako najodpowiedniejszy do tego, właśnie ten dzień. Po śniadaniu Emil zaczął od słów:

“Dzień dzisiejszy jest świętem waszej niepodległości, lecz jako symbol wyraża też znacznie więcej. Wiemy, że każdy z was darzy nas niejednakowym zaufaniem, będę więc mówił otwarcie, gdyż za kilka dni sami zdołacie ostatecznie sobie uzasadnić, że moje wywody były prawdziwe. Lubimy wypowiadać nazwę waszego kraju i narodu: Ameryka i Amerykanie. Nigdy nie pojmiecie radości, jaką nam sprawia fakt, że w ciągu niewielu minut tego tak doniosłego dnia mogę rozmawiać i obcować twarzą w twarz z nieliczną grupą Amerykanów, urodzonych – za wyjątkiem jednego – w tym wielkim kraju. Pozwólcie, że powiem wam, iż niektórzy z was mieli przywilej ujrzenia tego kraju znacznie wcześniej, zanim Kolumb udał się tam ze swą pamiętną ekspedycją. Oczywiście, były i inne próby odkrycia amerykańskiego kontynentu, lecz nie dały oczekiwanego rezultatu. Można by zapytać – dlaczego. Po prostu, z powodu nie zawierzenia Bogu, mianowicie – braku wiary. Kto by posiadał męstwo i wiarę, chcący ujrzeć i ukazać innym to, co zobaczył – jeszcze się wtedy nie narodził. Z chwilą, gdy dusza ludzka zbudziła się z wielowiekowego snu, by unaocznić to, że Ziemia jest okrągła, i po drugiej stronie musi się rozprzestrzeniać wielki ląd – zapoczątkowano inną historycznie, wielką epokę i przed nami zaczęły się rozwijać różne związane z tym zdarzenia. Oczywiście, tylko Wszechmocny mógł zbudzić do życia, to ziarno wiary w duszy Kolumba. Pamiętne są jego słowa w dniu, kiedy stanął przed królową, i nie zważając na majestat tronu, powiedział: ťKrólowo, jestem głęboko przekonany, że Ziemia jest okrągła – pragnę przepłynąć przez ocean, by tego dowieśćŤ. Nie ulega wątpliwości, że tymi słowami natchnął go Bóg, i oto Kolumba uznano jako człowieka zdecydowanego doprowadzić to przedsięwzięcie do końca.

Od tych dni zaczął się rozwijać długi szereg zdarzeń, o których wiedzieliśmy już wiele lat wcześniej, aczkolwiek nie w szczegółach, lecz na tyle byśmy je mogli obserwować. Rzecz prosta, nie marzyliśmy na ogół o niewiarygodnych cudach, o których głoszą kroniki, spełnionych w stosunkowo krótkim okresie, lecz ci z nas, którzy dostąpili przywileju, by wszystko to przeżyć, uświadamiają sobie obecnie, że jeszcze większe cuda oczekują w przyszłości wasz wielki naród. Przewidujemy, że dla narodu amerykańskiego nadszedł oczekiwany czas duchowego przebudzenia i pragniemy uczynić wszystko, by dopomóc wam w urzeczywistnieniu tego celu.

Pomyślcie sami, co w rezultacie wynikło i jakie na świecie zaistniały ewolucyjne możliwości dzięki maleńkiemu ziarnku wiary, osadzonemu w świadomości jednego człowieka, kiedy pozwolono temu ziarnku wykiełkować i się rozwinąć. Dziś nietrudno to sobie uświadomić, ale wówczas, kiedy Kolumb żył, patrzono na niego jak na nauczyciela.

Na szczęście, obecnie wszyscy dochodzą do tego miejsca, kiedy zaczynają wierzyć i wiedzieć, że wczorajsze marzenia, dziś się stają rzeczywistością. Każdego też nazywa się nauczycielem, kto cokolwiek tworzy. I Kolumb bynajmniej nie snuł marzeń, lecz przejął swój ideał z wielkiego umysłu wszechświata i jako człowiek przejawił go w postaci wielkiej prawdy. Wpłynął na nieznane wody oceanu, z konkretną wizją, w swej świadomości – lądu, który się rozciągał za oceanem. Prawdopodobnie nie było to dla niego całkiem przekonywające, że dopłynie do tego kraju i że ten kraj będzie nazwany Ameryką. Lecz istota rzeczy tkwi w tym, że nie było to dla niego marzeniem ani mglistym widzeniem. Niektóre z tych cudownych zdarzeń są już dla naszych oczu odsłonięte, lecz możemy unaocznić tylko te z owych cudów, które były skutkiem widzenia Kolumba. Można by też wspomnieć przy tym wiele innych podobnych wizji, które pomogły ulepszyć świat. W ten sposób się przejawia – świadomie bądź nieświadomie – wielka wiara w Boga, albowiem Bóg się wyraża we wszystkim.

Pomyślcie teraz o mężnej duszy, podejmującej podróż przez niezbadane jeszcze wielkie morza, ważącej się na wielki trud, doświadczenia i rozczarowania, kierowanej jedną tylko panującą w niej myślą: osiągnąć cel!

Potem mniej lub bardziej ważne zdarzenia następowały już nieprzerwanie po sobie, aż do dnia, kiedy garstka odważnych ludzi wyprawiła się na “Mayflower", poszukując miejsca, gdzie mogliby swobodnie czcić Boga po swojemu. Pomyślcie teraz o tym na swój sposób: czy nie zbudowali czegoś wyższego niż sami zamierzali? I w tym wszystkim łatwo można dojrzeć rękę Wszechmocnego. Nastały potem dni ponure i smutne, gdyż zdawało się, że te pierwsze kolonie zostaną zmiecione z powierzchni ziemi. Lecz co Bóg wziął pod Swoją pieczę – musi zwyciężyć. A potem nastał wielki dzień ogłoszenia Deklaracji Niepodległości – dzień wyboru między Bogiem a ciemięzcami. Zwyciężył oczywiście Ten, który zawsze musi zwyciężyć. Może nie uświadamiacie sobie dostatecznie, lecz walka, prowadzona przez niewielkie grono ludzi, podczas tych historycznych dni, i podpisy tych osób na tej Deklaracji, to jedno z najbardziej przełomowych zdarzeń od przyjścia na świat Jezusa.

Potem zabrzmiał dzwon Niepodległości. Może wydać się to wam niewiarygodne, lecz pierwsze dźwięki tego dzwonu usłyszeliśmy tak dokładnie, jakbyśmy przebywali w jego pobliżu. Dzwon grzmiał triumfalnie, a wibracje rozchodzące się z tego małego ogródka docierały daleko, aż pewnego pięknego dnia przeniknęły do najdalszych i najbardziej mrocznych zakątków Ziemi, poruszając najbardziej odrętwiałe umysły.

Wspomnijcie o próbach i kolejach losu, które doprowadziły do tego zdarzenia. W dniu tym jakby narodziło się wielkie dzieciątko. Spójrzcie na te wybrane mężne dusze, które odważyły się wystąpić naprzód jako chrzestni rodzice tego dziecka. Gdyby uczuli lęk i się cofnęli, doniosłe byłyby tego skutki. Nie zbłądzili jednak, nie stracili męstwa. Z tego powstał jeden z najdzielniejszych narodów na świecie. Jego niedole i doświadczenia, jakie przeszedł od tego czasu, znamionują nam ścisły związek z objawieniem wielkiej duszy Jezusa z Nazaretu. Ludzi zaś, którzy podpisali w ów dzień Deklarację Niepodległości, można porównać z Mędrcami wschodnimi, kiedy za gwiazdą zwiastującą narodzenie Dzieciątka Jezus – ową świadomość chrystusową w człowieku – dążyli, by je powitać. Ujrzeli bowiem gwiazdę tak samo prawdziwie, jak i tamci starożytni Mędrcy.

Nie ma powodu, uwzględniając treść tego dokumentu, by wątpić, że każde słowo w nim jest natchnione przez Boga. Teraz pomyślcie przez chwilę, czy w znanej wam historii istnieje podobne zdarzenie. Czy kiedykolwiek był już stworzony podobny dokument, który można by skopiować? Nie ma żadnej wątpliwości, że ten dokument podyktował bezpośrednio Umysł Wszechświata, i niewątpliwie stanowi część, wielkiego planu: ewolucyjnego planu bytu, wyłonionego z kosmicznej substancji jako kolejny krok naprzód, czyli dalszy stopień w realizacji tego planu.

W ogóle nie ma kwestii, co do tego, że dewiza “Ex pluribus unum" (Jedno uczynione z wielu) – przyjęta i zastosowana w ciągu następnych etapów rozwoju w tych burzliwych czasach – jest bezpośrednim odwzorowaniem bądź wyrażeniem ducha prawdy. Z pewnością ta dewiza nie wypłynęła mechanicznie z ludzkiego śmiertelnego umysłu. Następnie wybór orła jako godła państwowego, ptaka obojga płci, symbolizującego całość w jednym, i to zdanie: “Wierzymy w Boga", wskazujące na głęboką wiarę i ufność w Boga-Stwórcę. Dowodzi to, że ci ludzie byli uduchowieni i budowali lepiej niż umieli. Nie mamy najmniejszej wątpliwości, że w ich twórczym działaniu w zupełności kierował nimi duch boży, a wszystko razem wskazuje na szczególne przeznaczenie Ameryki jako przodującego narodu świata.

Zwróćcie uwagę na historię swego kraju i narodu; porównując ją z dziejami innych narodów Ziemi, nie znajdziecie podobnych jej. Teraz zdajecie sobie sprawę, jak każdy następny krok tej historii prowadzi ku wypełnieniu wielkiego zadania amerykańskiego narodu. Niemożliwością byłoby uwierzyć w to, by istniał jeszcze jakiś inny umysł prócz boskiego mistrza mądrości, który wykreował plan rozwoju tego narodu, prowadzonego przez Boga ku wielkiemu przeznaczeniu.

Mówiąc przypowieść o ziarnie gorczycy, Jezus miał na myśli nie ilość, ale jakość wiary. Jeśli macie wiarę, jako ziarno gorczycy, a rzekniecie tej górze ťzejdź i przenieś się na inne miejsceŤ – to przejdzie, i nic niemożliwego nie będzie dla was". Tak samo też i drobne ziarnka maku, wielkie nasiona banana, nasiona cebuli, czy innych roślin – mają wiarę i wiedzą, że są w stanie wyrazić wielkości ogromne. Każde z ziarn ma w sobie dokładny wizerunek i kształt tego, co może wyrazić. W ten sposób i my musimy wywołać w sobie dokładne wyobrażenie tego, co pragniemy wyrazić. Następnie musi nastąpić wewnętrzne wypracowanie doskonałego kształtu, nim zostanie wyłoniony. Żaden kwiat nie wyda pąków i nie rozwinie się w pełni bez tej wewnętrznej doskonalącej pracy.

Jak każde ziarno zasiane w glebie musi najpierw wykiełkować, a potem rośnie, rozwija się i rozmnaża, tak też i my, by móc się rozwijać w swoim wnętrzu, musimy najpierw przejść stadium kiełkowania; i podobnie jak ziarno, by móc wzrastać, rozbija swą łupinę, tak i my musimy rozbić skorupę ograniczeń, by móc rozpocząć swobodny wzrost. Kiedy się to wewnętrzne doskonalenie wypełni – na podobieństwo kwiatów rozkwitniemy w całej krasie. To zaś wszystko, co pod względem rozwoju odnosi się do jednostki, dotyczy tak samo i narodu. Cokolwiek tedy przedsięweźmie amerykański naród o rozwiniętej świadomości chrystusowej, musi być skierowane ku ogólnemu dobru, albowiem korzeniem, czyli sercem każdego rządu jest świadomość rządzonych. Wielkie błędy zostały obecnie popełnione przez wasz naród, ponieważ nie zdołaliście sobie uświadomić swego duchowego znaczenia, a ogromna większość z was jest i teraz jeszcze na drodze głębokiego materializmu. Dla nas jest oczywistością, że wielkie dusze wiodły wasz naród ku jego przeznaczeniu, jak również i to niewątpliwe, że te wielkie dusze nie były przez was właściwie zrozumiane, dopóki nie odeszły. Droga nie była gładka, lecz się jeszcze utrudniła, zarastając krzewami, ponieważ człowiek w swym ograniczonym rozumienia pozwolił budować tę drogę tylko materialistycznym pojęciom. Pomimo to, zauważcie sami, jakie jednak zdołał stworzyć cuda. Lecz możecie też wyobrazić sobie, jakie się jeszcze mogły urzeczywistnić, gdyby został zrozumiany i zastosowany głębszy, bardziej duchowy sens rzeczy. Innymi słowy – gdyby Chrystus stał u steru waszego państwowego okrętu, wówczas – podobnie jak Jezus – wszyscy poznaliby tę prawdę, że Chrystus przebywa w głębi każdego człowieka, i że wszyscy są jednością. Wtedy by się objawiły prawdziwe cuda. Przewidujemy, że taka chwała dla narodu amerykańskiego nadejdzie, gdy będzie w pełni zrozumiany głęboki duchowy sens słów “Ex plurłbus unum" (Z wielości jeden). Starajcie się sobie uświadomić, że jest to jedno z pierwszych wielkich praw bożych: jeden powstały z wielu-jeden ze wszystkich i dla wszystkich.

Zastanówcie się teraz nad losami każdej narodowości. Wynika, że te z nich przetrwały najdłużej, które się opierały na głębokim duchowym odczuciu, i by istniały zawsze, gdyby nie pozwoliły się zakraść do duszy materializmowi, który stopniowo osłabiał całą budowlę, aż runęła wskutek nadmiernego obciążenia. Narodowości owe uległy samounicestwieniu przez błędne stosowanie prawa, dzięki któremu zaistniały. I czy taki upadek może być dla kogoś pożyteczny? Zasada, to jest część boska bywa zawsze ochroniona i zabezpieczona, by mogła być przekazana następnym ich pokoleniom, dopóki nie zdołają znowu odnaleźć utraconego śladu właściwej drogi i stopniowo się podnieść na kolejny szczebel rozwoju – aż ostatecznie wszystko musi się zakończyć w Bogu – w jedności, złożonej z wielości. Bracia moi, czuwając nad losami narodu amerykańskiego, od dawna czynię odpowiednie wysiłki, by pomóc wam w naprawieniu błędów i urzeczywistnieniu wyższych rozwojowych celów.

Zwróćcie uwagę, kim byli Hiszpanie, gdy Kolumb udawał się w swą historyczną podróż, a kim są obecnie. W niedługim czasie Hiszpania będzie toczyła wojnę ze swymi własnymi dziećmi. Będziecie wtedy mogli się przekonać, jaki to bezradny i bezsilny naród. I czemu przypiszecie tę bezsilność, graniczącą z krańcowym upadkiem żywotności? Otóż tak samo się dzieje z narodami, jak i jednostkami ludzkimi. Jeżeli organizm człowieka albo państwa ulegnie przesyceniu chciwością lub żądzą – rezultaty będą zawsze takie same. Może istnieć okres pozornego rozkwitu i powodzenia, lecz zazwyczaj nie trwa to długo, a potem uwidacznia się wyniszczenie organizmu. Gdyby te upadłe narody zachowały i rozwinęły swą duchową moc, to przetrwałyby w sprężystości i dynamizmie przez pięć czy dziesięć tysięcy lat albo i wiecznie, czyli pozostałyby takimi, jakimi były w dniach rozkwitu.

Obecnie jesteśmy wpatrzeni we wschodzący Wiek Kryształowy – w białe światło ducha. Oto teraz właśnie wschodzi jutrzenka zbliżającego się dnia. Możemy obserwować, jak stopniowo rozpłomienia się zorza, i w niedługim czasie wszyscy ujrzymy blask tego dnia chwały. Nie będzie już wówczas mroków ani żadnych ograniczeń. Czyż nie mówi wam to o konieczności wiecznego postępu? Gdyby tak nie było, to wszystko musiałoby powrócić do źródła – do kosmicznej substancji; gdyż wszystko, co istnieje, musi albo postępować naprzód, albo się cofać, gdyż nic się nie może zatrzymać w pół drogi bądź zaniechać działania. Kiedy poznacie własną istotę i swe ludzkie posłannictwo, gdy złączycie serce z duchem i wyrazicie to, czego pragnie Bóg, czyli pozwolicie duchowi, by rozwinął się w głębi was, wtedy dla waszego narodu możemy przewidzieć taki cud, jaki nie da się wyrazić ludzkim językiem".

Na tym zakończyła się nasza rozmowa i Emil powiadomił nas, że będzie musiał się rozstać z nami na krótki czas, gdyż pragnie złożyć wizytę innej grupie przebywającej we wsi, oddalonej od nas o dwieście mil. Obiecał połączyć się z nami ponownie w maleńkiej wiosce odległej o 60 mil, do której mieliśmy dotrzeć za cztery dni. Po chwili zniknął, a po czterech dniach zjawił się znowu wśród nas, wespół z czworgiem innych, w oznaczonej wiosce leżącej na samej granicy.