* * *Słońce skryło się już za horyzontem i wspaniały zachód, zapowiadający spokojną noc, płonął na całym niebieskim bezmiarze. Był to pierwszy wieczór bez wiatru i sztormu, jaki przeżywaliśmy w ciągu dziesięciu dni, i wszyscy spokojnie się upajali efektowną grą barw. Cichy zachód na Gobi może doprowadzić marzącego człowieka do zapomnienia o wszystkim. Barwy nie świecą i nie jaśnieją, a zdaje się, że padają tu i ówdzie w postaci olbrzymich promieni, jakby jakieś niewidzialne ręce operowały grą tych kolorowych strumieni świetlnych. Czasami się zdawało, że owa ręka starała się pokazać cały szereg obrazów widmowych, a rozmaite ich barwy mieniły się w różnych kombinacjach: pojawił się szeroki pas białego światła, potem jak gdyby się rozgałęział pod kątem i zmieniał w kolor fioletowy, który po chwili znów nagle się przeistaczał w indygo, a obok ukazał się pas błękitny itd., dopóki cała atmosfera nie zapełniła się szerokim różnokolorowym wachlarzem. Potem barwy te się łączyły ze sobą i mieszały, dając znowu kolor biały, który się ustalał jak gdyby, a tuż za nim wybuchał olbrzymi snop różnobarwnych promieni, rozchodzących się i rozsiewających we wszystkich kierunkach. Stopniowo cały ten obraz zmieniał się w czysty złoty kolor, który nadał jednostajnym szarym piaskom widok morza roztopionego złota. Zjawisko to trwało około dziesięciu minut, po czym zbladło we mgle jasnobłękitnego, żółtego i wreszcie szarego koloru, który zdawało się spadał z nieba, jak nocny całun i szybko obejmował nas mrok Pojawienie się mroku nastąpiło tak nagle, że wielu z naszej grupy okazało z tego powodu trwożliwe zdziwienie. Kierownik ekspedycji, zwracając się do Bagget Iranda zapytał, czy zechciałby podać nam swoją wersję o narodzie zaludniającym niegdyś obszar Gobi i który założył miasta, podobne do zalegającego pod nami w gruzach. Bagget Irand zaczął mówić: Jesteśmy posiadaczami kronik troskliwie przekazywanych następującym po sobie generacjom od przeszło siedemdziesięciu tysięcy lat. Datę założenia miasta, którego ruiny leżą pod tym obozem, kroniki owe odnoszą do z górą dwustu trzydziestu tysięcy lat temu. Jeszcze na wiele lat przed jego założeniem przybyli z zachodu, w charakterze kolonistów, pierwsi osiedleńcy. Koloniści owi osiedlili się najpierw na południu i południo-zachodzie, jednak wskutek stopniowego rozrastania się osiedli część ludności posuwała się na północ i zachód, aż zajęła cały obszar. Gdy już założono urodzajne pola i ogrody, osiedleńcy zaczęli kłaść podwaliny miast Początkowo były one niewielkie, lecz z biegiem lat uznano za potrzebne zbieranie się w większych ośrodkach w celu ściślejszego zbratania i współdziałania w rozwoju sztuk i nauk. Tu też były pobudowane świątynie ale nie służyły jako miejsca oddawania czci, gdyż naród stale czcił życie, jakie wiódł. Życie bywało zawsze poświęcane Wielkiej Przyczynie bądź Zasadzie Życia i dopóki oni żyjąc, współdziałali z Wielką Przyczyną życie ich pod żadnym względem nie doznawało uciążliwości. W okresie tym spotkanie zarówno tysiącletnich mężczyzn, jak i kobiet było całkiem powszednim zjawiskiem. W rzeczywistości nie znali oni śmierci; przechodzili od jednego poznania do wyższego etapu życia i jego urzeczywistniania. Uznawali prawdziwe źródło życia i ono dawało im swoje bezgraniczne bogactwa w nieskończonym strumieniu obfitości, Lecz odchyliłem się nieco od tematu i powrócę do świątyni. Otóż było to miejsce, gdzie przechowywano pisane dowody wszelkich osiągnięć w naukach, sztukach i historii dla tych, którzy chcieli korzystać z nich. Świątynie więc nie były miejscem oddawania czci, lecz dyskutowano tam na najbardziej zasadnicze naukowe zagadnienia. Zamiast powierzenia tego, jak obecnie, specjalnej grupie ludzi czy ustalonemu obrządkowi, praktyka i myśli dotyczące oddawania czci były w owe dni włączone do powszedniego życia człowieka. Doszli do wniosku, że jako środki komunikacji dobrze byłoby mieć szerokie gładkie drogi, stąd też rozwinęli to, co my nazywamy przemysłem brukarskim. Przekonali się również, że należałoby budować wygodne domy; w tym celu rozwinęli sposób ciosania kamienia, wyrobu cegły i lasowanego wapna, niezbędnego do wznoszenia murów oraz w celu upiększania domów i świątyń. Wszystko to jużeście napotkali w waszych wykopach. Prócz tego doszli do wniosku, że złoto stanowi bardzo użyteczny metal, ponieważ nie ulega rdzewieniu. Wynaleźli wiec sposób wydobywania go z piasków, a potem ze skał, i wreszcie sposób jego obróbki, dzięki czemu stało się bardzo rozpowszechnionym metalem. Potem znaleziono sposoby produkowania innych metali w miarę ich zastosowania (a w kraju występowały w obfitości) one także były wyrabiane masowo. Wówczas oprócz osiedli, zajmujących się jedynie rolnictwem, zaczęły powstawać ośrodki zaopatrujące rolników w wyroby włókiennicze, co sprzyjało dokonywaniu urozmaiconych transakcji. Ośrodki owe rosły i się rozwijały, rozrastając się w miasta liczące od stu do dwustu tysięcy mieszkańców. Pomimo to nie mieli oni w ogóle żadnych czasowych zwierzchników, czyli panujących. Cała władza była powierzona radom wybieranym przez naród. Wymieniane też były wzajemne przedstawicielstwa miast i różnych osiedli. Naród jednak nie wydawał żadnych praw, czyli ustaw, w celu regulowania życia społecznego obywateli, ponieważ każdy urzeczywistniał własną osobowość i żył prawem kosmicznym, kierującym rzeczywistością bytu. Nie było więc żadnej potrzeby wydawania ludzkich praw, potrzebowano tylko mądrych rad. Wówczas to niektórzy zaczęli zbaczać z właściwej drogi. Początkowo, będąc bardziej przodującymi umysłami, byli postępowi. Podczas gdy znów ci skłonni do wytrwałej pracy, pozostawali wsteczni. Wtedy nastąpił nieuświadomiony rozdział, ponieważ zdolność do wzajemnej miłości nie była jeszcze przez wszystkich w pełni rozwinięta. Rozdział ów coraz to się powiększał, póki pewien człowiek bardzo silnego charakteru nie ogłosił się królem, czyli panującym. Ponieważ rządził on na ogół mądrze, to naród za wyjątkiem nielicznych, przewidujących niekorzystną przyszłość tego rozdziału godził się z jego rządami, nie myśląc o przyszłości. Ci nieliczni potworzyli swoje gminy i odtąd żyli we względnej izolacji, starając się stopniowo wykazać swym współbraciom niedorzeczność podtrzymywanego rozdziału. Stali się oni pierwszymi duchowymi zakonami. Król, o którym wspomniałem, ustanowił pierwszy porządek okresowych panujących. Od tego czasu odchylające ich drogi znaczą się głębokim rozwojem nauki i wynalazczości. Niewiele pozostało takich, którzy zachowali dawne proste nauki i żyli według nich. Lecz szczególnie godne uwagi jest to, że życie dla większości uległo komplikacjom. W istocie było ono do tego stopnia zawiłe, że nie chciano wierzyć, iż życie jest zwykłą formą prowadzenia dobrze bilansowanego bytu, współdziałającą bezpośrednio z zasadą życia. Nie potrafili odróżnić, że droga ich życia jest zbyt pogmatwana i trudna oraz że proste życie współpracujące z zasadą wszelkiego bytu jest właśnie życiem bardziej pełnym i bogatym. W ten sposób musieli oni brnąć w przyszłość do czasu poznania lepszej drogi". Bagget Irand przerwał i przez chwilę trwał w milczeniu, po czym przed naszymi oczami pojawił się obraz. Początkowo był on jak zwykle nieporuszony, a potem zaczął się zmieniać. Sceny następowały szybko, jak gdyby pod nakazem mówiącego, który krótko objaśniał każdą z nich. Sprawiało to wrażenia, jakoby po każdym zadanym pytaniu i objaśnieniu, tylko od niego zależało zatrzymanie lub odtworzenie jakiegoś dowolnie wywołanego fragmentu. Przedstawiony sposób bycia, jak można było osądzić, zachodził niegdyś w mieście, leżącym w ruinach pod naszym obozem. Na ogół nie odbiegał w niczym od scen dziejących się prawie w każdym ze współczesnych wschodnich miast, jedyna różnica polegała na szerokich i dobrze utrzymanych ulicach, a ludność była ubrana porządnie i w trwałą odzież. Twarze wszystkich ukazywały radosny nastrój; nigdzie też nie było widać żołnierzy, ludzi biednych ani żebrzących. Uwagę naszą zwróciła architektura, ponieważ domy były najzupełniej prawidłowo zbudowane i miały całkiem przyjemny wygląd. Jakkolwiek się zdawało, że nie istniała tam żadna potrzeba reprezentacyjnych budowli, to jednak jedna ze świątyń odznaczała się wyjątkową wspaniałością. Poinformowano nas, że świątynia ta była całkowicie zbudowana przez ochotników i należała do jednej z najstarszych i najpiękniejszych w kraju. Ogólnie biorąc, jeśli obrazy te były odbiciem rzeczywistości, to naród zdawał się być zadowolony i szczęśliwy. Zauważyliśmy, że żołnierze i ubodzy pojawili się dopiero za drugiego króla pierwszej dynastii, który panował prawie dwieście lat. Dla utrzymania swej świty król ten zaczął nakładać na ludność podatki i zadaniem żołnierzy było właśnie ściąganie ich. W ciągu pierwszych pięćdziesięciu lat tych rządów, w niektórych okolicach kraju zaczął doskwierać niedostatek. Mieliśmy wrażenie, że też w tym okresie część ludności niezadowolona z królewskich rządów oraz z tych, którzy je sprawowali, wyemigrowała z kraju. Bagget Irand i jego naród pretendują do potomstwa tej rasy w prostej linii. Ponieważ było już późno po północy, Bagget zaproponował, że należałoby przerwać rozmowę i odpocząć, tym bardziej, że byłoby znacznie przyjemniej wyruszyć w drogę wczesnym rankiem. Około trzeciej godziny po południu upał na Gobi stawał się nieznośny do podróżowania i zbliżał się okres chłodnych zimowych burz. |