* * *W ciągu następnych pięciu dni droga wiodła nas przez okolice, po których wędrował Jan. Piątego dnia trafiliśmy do wsi, w której pozostawiliśmy nasze konie. Tutaj też spotkał nas Emil, i od tej pory, aż do wsi, gdzie mieszkał, nasza podróż była stosunkowo łatwa. Zbliżając się do tej miejscowości zauważyliśmy, że okolica była gęściej zaludniona, a drogi i ścieżki były lepsze od tych, którymi podróżowaliśmy dotychczas. Około godziny czwartej po południu doszliśmy do wsi położonej na płaskowyżu. Były to strony rodzinne Emila tutaj mieliśmy się spotkać z całą naszą ekspedycją. Okazało się, że nasza grupa przyszła pierwsza, a pozostałe przybędą nazajutrz. Mieliśmy wyznaczoną kwaterę w domu, którego ściany stanowiły część muru obronnego otaczającego wieś. Usytuowano nas całkiem wygodnie na górnych piętrach od strony południa, z widokiem na górzystą okolicę. Zakomunikowano nam, że wieczerzę zjemy na parterze. Zeszliśmy na dół i zastaliśmy Emila, jego siostrę z mężem oraz syna z córką, których poznaliśmy już przed kilkoma dniami w świątyni. Wszyscy siedzieli przy stole. Zaledwie spożyliśmy kolację, gdy do naszych uszu dotarły jakieś odgłosy ze strony placyku przed domem, a po chwili wszedł mieszkaniec wsi z oznajmieniem, że przybyła jedna z pozostałych grup. Wyszliśmy i się okazało, że był to kierownik naszej ekspedycji ze swoją grupą. Im również podano wieczerzę i przygotowano tak samo wygodny nocleg. Po rozlokowaniu się wyszli z nami na dach domu, z którego rozmawiając rozglądaliśmy się po okolicy. Następnie przyłączyły się do nas siostra Emila z córką, a nieco później pojawili się: jej mąż z synem i Emil. Zauważyliśmy, że oni wszyscy popadli w stan pewnego podniecenia, i dowiedzieliśmy się od siostry Emila, że tego wieczoru oczekują odwiedzin swej matki. Dodała przy tym: Jesteśmy niewyrażalnie szczęśliwi, iż z trudem zachowujemy spokój tak bardzo kochamy naszą matkę. Uwielbiamy wszystkich, którzy dosięgli duchowych wyżyn, miłujemy ich głęboko, gdyż są skończenie piękni i szlachetni, okazują tyle pomocy... ale nasza własna matka jest do tego stopnia cudowna, pełna słodyczy, czarująca, pełna miłości i ze wszech miar pomagająca wszystkim, że nie potrafimy się pohamować, by jej nie kochać tysiąc razy bardziej niż wszystkich, wszak jesteśmy cząstką jej ciała i krwi. Żywimy przekonanie, że i wy ją pokochacie". Zapytaliśmy, czy często zjawia się u nich matka. Siostra Emila odrzekła: Nasza matka przybywa zawsze, gdy jest to nam potrzebne, lecz tam gdzie przebywa, jest tak pochłonięta pracą, że się zgodziła odwiedzać nas, tylko dwa razy do roku. Dziś właśnie przypada dzień jej półrocznych odwiedzin. Tym razem pozostanie z nami przez cały tydzień i taką nam to sprawia radość, że nie możemy się powstrzymać, by mimo woli nie wyrazić jej na zewnątrz". Rozmowa zeszła na temat naszych badań. Nagle opanowało nas pragnienie milczenia, i nim zdaliśmy sobie sprawę z tego, co się dzieje wokół nas, siedzieliśmy wszyscy w zupełnej ciszy, choć nikt nas nie uprzedzał o takim zamiarze. Wśród tej niezmąconej ciszy usłyszeliśmy delikatny szmer, jak gdyby trzepot wzlatującego ptaka, i nagle przed nami zjawiła się kobieta o niezwykle pięknym obliczu i harmonijnych kształtach, a z całej jej postaci promieniowało tak jasne światło, że z trudem mogliśmy na nią patrzeć. Wszyscy członkowie rodziny wyciągnęli do niej ręce, z jednogłośnym okrzykiem: Mamo!". Objęła każde z nich tak, jak to czym kochająca matka. Potem byliśmy jej przedstawieni, i niewiasta rzekła: O wy, drodzy bracia z dalekiej Ameryki, którzyście przyjechali odwiedzić nas! Oczywiście, bardzo jestem rada, witając was w naszym kraju. Serca nasze wyrywają się ku wszystkim i gdybyśmy tylko mogli, objęlibyśmy wszystkich ludzi, utulilibyśmy w swych objęciach, jak tuliłam przed chwilą tych, którzy zwą się moimi. W rzeczywistości wszyscy stanowimy jedną rodzinę jesteśmy dziećmi jednego Boga-Matki. Dlaczegóż tedy nie mielibyśmy spotykać się wszyscy jako bracia i siostry?". Zauważyliśmy już przedtem, że nastają chłodne wieczory, lecz z chwilą zjawienia się tej kobiety pośród nas, zrobiło się ciepło jak w środku lata. Powietrze było przesycone zapachem kwiatów, a światło podobne do blasku księżyca podczas pełni, zdawało się wypływać ze wszystkich stron i rozlewać na wszystko wokoło. W ogóle to niezwykłe ciepło i światło sprawiało takie nie dające się opisać, niezwykle miłe wrażenie. Godne szczególnej uwagi jest także i to, że w tym wszystkim nie było niczego sztucznego, co by mogło znamionować choćby cień nienaturalności, zaś obcowanie tej niezwykłej kobiety było równie nad wyraz naturalne, płynące z głębi serca, pełne dobroci, wprost dziecięce. Zaproponowano wszystkim zejście na dół. Kobiety pierwsze skierowały się ku schodom, za nimi nasza grupa, na końcu mężczyźni. Zauważyliśmy wówczas, że jakkolwiek szliśmy jak zazwyczaj chodzimy, to jednak nie słyszeliśmy żadnego charakterystycznego tupotu i stopy nasze nie czyniły nawet szmeru, mimo iż w ogóle nie staraliśmy się stąpać cicho, a jeden z członków naszej grupy mówił później, że umyślnie chciał stąpać głośno i nie mógł wywołać żadnego odgłosu. Pozornie nasze stopy nie dotykały ani dachu, ani stopni schodów. Weszliśmy do wspaniale przybranej komnaty, umiejscowionej na tym samym piętrze, na którym mieliśmy przydzielone pokoje. Odczuwaliśmy wokoło to samo przyjemne ciepło i zewsząd światło rozlewało ciepłe, łagodne blaski. Nie mogliśmy tylko sobie objaśnić, gdzie tkwi źródło tego dziwnego ciepła i światła. Po zajęciu miejsc, przez pewien czas panowało w komnacie głębokie milczenie. Potem matka dowiadywała się , czy wygodne są nasze pokoje i czy jesteśmy zadowoleni z naszej podróży. Potoczyła się rozmowa o sprawach powszednich, dobrze im, jak widać, znanych; zeszła na nasze życie rodzinne, i matka bez pytania nazywała po imieniu naszych ojców i matki, braci i siostry. Zadziwiał nas ten szczegółowy opis naszego życia i stosunków rodzinnych każdego z nas, bez uprzedniego zasięgania informacji u nas. Mówiła o krajach, któreśmy zwiedzili, o naszej pracy i niepowodzeniach. Wszystko to było wypowiadane nie w sposób mglisty, zagadkowy, lecz określało fakty, tak że nie musieliśmy ich wiązać w całość. Każdy zaś szczegół jawił się wyraziście przed naszymi oczami i przeżywaliśmy go, jakby na nowo. Nasi przyjaciele się rozeszli, życząc nam spokojnej nocy, a my się skierowaliśmy na kwatery. Przed odejściem zostaliśmy powiadomieni, że jutro odbędzie się wielkie zebranie, na które nas zaproszono. |